27.05
Dziś dzionek spędziłam zwiedzając pływającą wioskę - najpierw motorem kilkadziesiąt kilometrów do portu na rzece Tonle Sap, a stamtąd łódką aż do miejsca gdzie rzeka rozszerza się w olbrzymie jezioro o tej samej nazwie.
Przeprawiamy się aż do miejsca gdzie ludzie żyją w domach na palach, pracują głównie jako rybacy, przewożą towary łódkami, cokolwiek chcą zrobić używają łódki - ciężko pracują nawet dzieci, ale każdy ma w każdej chwili możliwość popływania i ochłodzenia się wskakując do wody. Przepięknie!
Wysiadamy w jednym miejscu z pamiatkami i wszelkimi bajerami, tam miałam okazję zobaczyć węża na rękach dziewczynki - dała mi go na szyję! No i żyję dalej, hehe!
Po powrocie z łódki obiadek z Kambodżańczykami, a więc były wieprzowe uszy, wieprzowy żołądek - przysmak, no i mały wąż rzeczny ze wszystkimi wnętrznościami i kręgosłupem - mięsko dobre, chrupkie miejscami, o rety! kiedyś bym nie uwierzyła, że zjem takie rzeczy... :)