Wyruszam z rana - mam przed sobą 24 godziny drogi z północy Laosu na południe. Teraz oglądam w dzień to co wcześniej widziałam bardziej jako kontury w nocy. Droga cudowna, zakręty i co chwilę wylania się nowy widok gór, a każdy zachwyca.
Piękny dzień mimo, że widziany zza szyby;) - ale w ten sposób można zobaczyć chyba najwięcej!
Przesiadka wieczorem w Vientiane i teraz cała noc w drodze.
Rano - padam, trochę zawrót głowy, szczególnie, że w Pakse ostra żarówa!
Z netem problemy, więc choć w drodze przygotowałąm wiele fot - to na razie nie mam jak ich załadować (teraz mam dostęp w kawiarni, więc nie za długo, bo ileż można kawę pić:D) - ale wkrótce będą z wyprawy na wodospad!!
Buziolasy!
.............................................................................................................. ..........................................................
wieczorem:
Tak, po całej dobie podróży dotarłam do nowego miasta, zmieniające się co chwilę ciśnienie dało się we znaki.
Ale juz po południu pozbierałąm siły i zaczęłam zwiedzać miasto.
Znalazłam drogę przez most i dotarłam do ludności żyjącej w całkiem prosty wiejski sposób - a tu wygląda to tak, że po pracy większość ludzi odpoczywa wylegując się nad rzeką lub przy swoich domach na hamakach. Poza tym: pola, pola, krowy i śliczne kozy:) Atmosfera cudowna i sielska, ludzie rzeczywiście mili, zapraszają do swych stołów biesiadnych i chcą rozmawiać. Nawet gdy oglądałam zachód słońca nad rzeką przysiadła się laotańska kobieta i opisywała mi okolicę w swoim języku:) Wokół busz, a więc ogólnie przyroda i dużo zieleni czyli to co kocham!