ulice Phnom Penh i mafia

W Phnom Penh - zupełna zmiana klimatu, tłok, ruch na ulicach, gwar, kurz, skwar. To co tu najważniejsze to "Pola Śmierci". Ciężko przestawić się na to wszystko po niedawnych doznanich na morzu. Ale wreszcie zdobywam się na poznanie szczegulów nieodległej przeszłości, w której Pol Pot wykańczał Kambodżę, torturował i masowo mordował ludzi. Krzywdy jakich doznała Kambodża zaledwie 30kilka lat temu przez 4 lata reżimu są nie do ogarnięcia (liczebnie i co do okrucieństwa, np. dzieci roztrzaskiwane na oczach matek, strefy S21 nie byłam w stanie już odwiedzić. Znacznie ucierpiała cała tutejsza kultura, a straty materialne są przyczyną dzisiejszego straszliwego ubóstwa ludności kraju.
Popołudniem zawędrowałam na północ miasta nad rzekę, poznałam tam dwoje studentów 19-letnią Pisney i 20-letniego Narina, z którymi później przyglądalam się religijnym rytuałom w małej świątynce nad rzeką. Ciekawe, że nad całym tłumem ustawionym w kolejce sie kwatami i kadzidełkami by oddać hołd lady buddzie i przemyć się w świętej wodzie z kwiatami czuwała policja raz po raz pokrzykująca na ludzi, a nawet zauważyłam jak jeden policjant kopie dziecko w tyłek (na szczęście lekko).
Następnego dnia mam starcie z mafią hazardową z Malezji, która kusi mnie 11 tysiącami dolarów, udaje mi się wymigać i uciec, ale dzień ten mnie nieźle wykańcza, zwłaszcza, że odbywam rundkę po budynkach pałacowych "Royal Palace" i wieczorem po pikantnej kolacji ledwo się ratuję przed zemdleniem w restauracji po tych przeżyciach w połączeniu z ostrym słońcem. Potrzebuję długiego snu i jeszcze następnego dnia głównie muszę odpoczywać i szukać chłodu.

Komentarze (0)