10 marca jem śniadanie na markecie, towarzyszą mi dzieciaki - 1 dziewczynka zaczyna mnie częstować swoim jedzeniem - jakimś plackiem na bazie ziemniaków, wymiennie ofiarowuję jej kawałek mojego naleśnika z ananasem. Po chwili dołącza co raz to 1 dziecko, w końcu jest ich 4-ro, przymierzają moje okulary sloneczne, dziewczynka od czasu do czasu mnie ściska, natomiast mały chłopiec uderza mnie 2-krtonie ze śmiechem, na szczęście lekko i choć mi się nie udaje wytłumaczyć, że tak nie można, to dziewczynka ratuje całą sytułaję - ona wytłumaczyła mu to lepiej:) Kończę śniadanie i po ostatnich uściskach żegnam sie z dzieciakami. Zaczynam rozumieć Amalię - dziewczynę z Hiszpani, która 2 miesiące spędziła na wyspie Koh Rong, głownie przebywając z dzieciakami, grając z nimi i ucząc się wzajemnie języków khmer i hiszpańskiego. Sama poznałam Johna, Reya i Poma z wyspy - Pom z resztą był potem z nami na łódce - odbierał płetwy i pomagał nam wchodzic na łódkę. Na łódce starałam się umilić mu czas podróży rozmową, ale mówił mi, że tęskni za rodzicami.. eh..
W końcu zegnam się z ludźmi z Dive Shopu i wyruszam do Phmon Penh. Jadę tanią linią dla tubylców zachwalaną przez pewną francuzką rodzinkę, że można zaosczędzić parę dolarów. Poróż m trwać 5 godzin, pędzimy wesoło - jak na Europe łamiąc wszelkie przepisy - zwłaszcza gdy wyprzedzamy na 3-go, gdy na przeciwka jadą motory - wtedy kierowca trąbi ostro i motory muszą zjeżdżać na pobocze. Nie pozostaje mi nic wiecej niż ufać tutejszym obyczajom, zwłaszca, że w Tajlandii właśnie dzięki braku egzekwowania przepisów ruchu drogowego tak świetnie jeździło mi się na skuterach - wystarczył mieć oczy szeroko otwarte:)
Szybko mijamy wioski - uwielbiam widoki pól, kolorowych marketow, wszechobecnych białych krów, najchętniej przy samej drodze, przed domami, sklepami lub na samej drodze. Około 18-tej natrafiamy na korek... 2 i pół godziny straty - nikt w autobsie nie mówił po angielsku, ale wniskuję, że natrafiliśmy na czas powrotu wszystkich kupców z pracy - było tam bowiem kłębowisko tysiecy motorów, pojazdów przpełnionych ludźmi w środku i na dachach. Niesamowite. A wszystko i wszyscy w kolorach tęczy - tak jak mówił Cejrowski, bieda jest kolorowa - przypadkowy zbeg kolorów, to bogactwo jest beżowo - szare;)
Przed 22-ga mam już hostel, polecony przez 1 napotkana na wyspie dziewczynę, choć przez tuk tukowca zwiedzam też inny guest house. Umordowana wdrapuję się z plecakiem na 3 pietro Narin 2 G.H., trochę porządków i wymarzony odpoczynek...