7 marca odsypiam wszystko, spałam od 19.00 i wstałam o 10 rano:) Dziwna pogoda, i około południa zaczęło ostro padać. Decyduję się na jeszcze jeden większy wydatek - z myślą, że jakos to będzie, a trzeba łapać wiatr w żagle i po południu wyruszam na 3 dniową wycieczkę nurkową. Łódź pierwszy raz wyrusza w taki rejs, dłuigo była odnawiana, no i jest nas tylko 4 klienów, a staffu 8 osób:), 3 babki na 9 facetów, fajnie:D, a jeśli chodzi o narodowości to: 5-ciu Niemców, 2-je Francuzów, 3-je Kambodżańczyków, 1 Estończyk i ja 1 Polka. Najbardziej lubię mowę Denisa z silnym wyraźnym akcentem niemieckim:).
Pierwszego dnia tylko płyniemy, focimy co się da - a smaczków wiele na morzu, łodzie wyglądają bajecznie!
Póżny obiad - wszyscy wygłodzeni ucichli na pół godziny kompletnie gdy podano wreszcie jedzonko.
Noc na łodzi - mały sztormik, rankiem okazało się, że tylko ja i Nelly byłyśmy szczęścirami co nie zmokły, bo inaczej miałyśmy ułożone materace niż reszta, która od nóg zamokła. Ulewa i pioruny w środku nocy postawiły wszystkich na nogi w pewnym momencie, ale po kilku sekundach zasnęliśmy spowrotem.
Rankiem wczesna pobudka, czas na sniadanie, krótki opis czekającego nas nurkownia i chlup!
Tego dnia mieliśmy aż 5 nurkowań, każde po około 50 minut, a ostatnie to "nocne nurkowanie" po 19 po zmroku - trochę więcej adrenaliny, ale nikomu nie popsuła się latarka:)
W przerwach obserwujemy połowy ryb przez kambodżańskich rybaków, otoczeni jesteśmy dziesiątkami łodzi - widoki nie-do-zapomnienia! Obserwujemy wszystko przy zmieniającym się w ciągu dnia oświetleniu słońca - wietrzyk i bryza, czasem większa fala sięga aż na piętro łodzi - nieziemsko dobrze.. Po zachodzie słońca troche podrzemałam na zewnątrz na sofie wśród szumu fal, ale na noc jednak schroniłam się pod zakryt a część - lepiej nie być niemile obudzonym przez deszcz w środku nocy. Noc jednak przebiegła spokojnie, tym razem bez deszczu.
Następnego ranka przy pobudce nie chce mi się nawet myśleć o kolejnym nurkowaniu - dali mi początkującej trochę do wiwatu tymi 5 nurkowaniami!
ale po wyjściu na zewnątrz - po przyemnym odczuciu orzeźwiajej bryzy i widoku srebrzącego się w porannych promieniach morza szybko nabieram ochoty na kolejną penetracje podwonego śwata. Tego dnia zobacztyłam cuda - takie stwory wodne, takie kolory, że pod wodą myślałam, teraz już mogę spokojnue umrzeć, hehe.
Po południu powrót - wszyscy drzemią podczas kilkugodzinnej podróży, ja najpierw drzemię na dole łódki przy okazji opalając się w radosnych promieniach popołudniowego słońca, potem napawam się widokami morza w czasie zachodu.
Po zachodzie ja jak dziecko wojny wracam nba ląd - czas osuszyć rany, zagoić siniaki i wysypki po dotyku jakiejś roślinki podwodnej oraz dać wytchnienie przetrenowanym bębenkom w uszach.
Śpię ostatnią noc w Sihanoukville, ciągle się bujam, najbardziej odczuwam to w łazience i małych pomiesczzeniach, i gdy chwilę trwam w bezruchu!