Po kilku dniach pojechaliśmy do Pattayi - najbliższego miejsca nad morzem, by wreszcie się popluskać. Miejscowość trochę rozczarowuje - wygląda ja południowe plaże europejskie - jak dla mnie to kopia Cannes, podobna plaża z krzesełami, a przy ulicy wzdłuż plaży szpaler palm... A jakieś 80% ludności to Rosyjscy turyści.
Postanowiłam troche pozwiedzać - poszłam na lewo trochę plażą a trochę drogą gdy nie dało się inaczej. Po jakimś czasie dotarłam do wspaniałych resortów z parkami pełnymi najpiękniejszej tajlandzkiej roślinności oraz kortami tenisowymi i basenami. Prawie wszystko tu napisane jest w języku rosyjskim lub po rosyjsku w angielskiej fonetyce. Nazwy barów i hoteli też są rosyjskie, jak np "Chykowsky", nawet ulotkę dostałam po rosyjsku, więc pośpiesznie ją oddałam. Na moje oko to procent Rosjan urasta tu do 95.
Ale schodząc poniżej resortów i przemykając sie po skałkach udało mi się i trochę powspinać i znaleźć piękną plażę, dzie mogłam powylegiwać się nieco na skale, tylko czasem będąc podszczypywaną przez malutkie krabiki. Nawet w tej okolicy udało mi się jednak odnaleźć prawdziwy tajski zakamarek, wyłącznie z Tajami i tam zjadłam dobrze i taniutko.
Po kilku godzinkach w drodze powrotnej zastała mnie ulewa. Na szczęście krótka, bo z 15 minut trwająca i udało mi się, że przechodziłam akurat w pobliżu zadaszeń:) Muszę jednak przyznać, że ta ulewa była cudowna! Prawdziwa ulga i orzeźwienie po tak gorącym i wyczerpującym dniu!
Następnego dnia poszłam na prawo wzdłuż plaży, ale nie dało się tak długo wędrować i tzreba było skręcić w ulice. Jak dobrze, że tam poszłam, bo miałabym mylną opinię o Pattayi! Po prawej stornie (na zachód) przważali Niemcy, a napisy tym razem były po niemiecku;)
Tak więc jako Polka znalazłam się w tradycyjnym położeniu - mieszkając w środku między Niemcami a Rosjanami! No, ale muszę przyznać, że Rosjanie się tam dużo lepiej użądzili.
Kilka dni nad morzem, popływałam nieco, pozwiedzałam, trzeba uciekać w dalsza drogę!