Ostatnie pół miesiąca poświęciłam na naukę masażu. to wielowymiarowa praca nad sobą, w której oprócz zapamiętywania co, jak i w jakiej kolejności, potrzeba użyć siły fizycznej z odpowiednią techniką, a przede wszystkim wymaga wielkiej empatii do każdego pacjenta, co tak naprawdę sprawia, że za każdym razem jest to zupełnie inny masaż. Świetne zajęcie i bardzo się cieszę z tego kursu nawet jeśliby mi się nie udało nigdy wykorzystać tej umiejętności! - ale nie sądzę:)
2 tygodnie 8-godzinnej pracy codziennie + spotkania z Joy, która wciąż dodatkowo mnie szkoliła miały być czasem spokoju, skupienia - odmiany dotychczasowego szybkiego trybu życia.
No, ale zażycie spokoju nie było mi dane. Poznałam w tym czasie 3 historie życia 3 osób z 3 różnych kontynentów. Historie pełne głodu, cierpień i śmierci.
Cała rodzina (rodzice i brat) mojej tajskiej nauczycielki zostali zastrzeleni w górach nie wiadomo przez kogo i dlaczego, tylko jej udało się uciec - przypuszczam, że to te nieustanne walki jakie się tu w górskich północnych rejonach toczą z Birmą. Ona natomiast później miała męża Taja, który jak większość tajskich mężów bił, pił i żył z jej pracy. Gdy się wyniszczył i zmarł na nerki była najszczęśliwsza na świecie... (pokazała nawet rękoma jak fruwała wolna)
Druga osoba to 60-letnia Włoszka, całe życie przerzucana od rodziców do rodziców, od sierocińca do cioci w Stanach. Przeżyła kradzież swego majątku wypracowango przez 25 lat jako projektantka w Versace!! Teraz wciąż uczy się nowych rzeczy i zaczyna rozmaite nowe prace:)
3-cia osoba to chłopak z RPA, z którym spędziłam długie godziny na rozmowach, zwykle po krótkim czasie po zajęciach, po których wykończona wpadałam do swego pokoju na prysznic i przejrzenie internetu, poczym pędziłam do niego, bo czułam, że on bardzo potrzebuje wsparcia. Szuka tutaj pracy jako nauczyciel angielskiego, a w sumie nie ma już domu do jakiego mógłby wrócić. Usłyszałam od niego tragiczną historię o byciu pozostawionym na śmierć głodową przez rodziców, przeżyciu tego, głodzie przez długie lata, przystawianiu noża do serca przez rdzennych Afrykanów (ponoć nie mogę użyć słowa "Czarnych") wśród tłumu ludzi i zerowej jego reakcji, o nędzy, dyskryminacji Afrykanów pochodzenia europejskiego (tzw. "białych") pod każdym względem, nawet na studiach - biały z 92% wynikiem w nauce nie dostanie stypendium, a dostanie go "rdzenny" z 52%, mimo że może być bogatszy. Usłyszałam o rozbijaniu się limuzynami przez ludzi rządu pośród kartonowych "domeczków", w jakich mieszka wiekszości ludności czarnej, o pukaniu żebrzących ludzi do drzwi twego domu minimum 5 razy każdego dnia. O strachu i zagrożeniu, które towarzyszą codziennemu życiu.
Jestem w stanie w to wszystko wierzyć, bo już kilka lat temu w Anglii było mi dane poznać dziewczynę z RPA z angielskimi korzeniami i po jej zachowaniu wiele juz wiedziałam o tym, że białoskórzy przechodzą w tam często gehennę.
Nadszedł czas egazminu z masażu, wszystko dobrze poszło, na szczęście praca na kursie pomagała odetchnąć po wszystkim co słyszałam i przez skupienie zebrac siły. Zdałam. Wspaniałe uczucie!
Ale stan mojej energii tuż potym = 0.
Całą sobotę przespałam.
Niedziela - nie uwierzycie jak można być szczęśliwym widząc tutaj wizerunki Jana Pawła II i tyle polskości (bo to niedziela wyświęcenia Papieża, ale też związana jest ze świętem, z dużym udziałem Polki) - jak bardzo można docenić gdzieś po drugiej stronie świata ile dobra mamy, ile zła nas omija i jak szczęśliwi jesteśmy na tle większości świata.
Nie pisałam długo, ale wiele rzeczy jest nieławtwych do opisania na blogu, zwłaszcza gdy tak wiele emocji się przetacza.
Ale pamiętam o Was cały czas:)
Pozdrawiam serdecznie!