3 lutego wyrwaliśmy się ciut na północ do Chiang Rai. Podróż autobusem dostarcza wielu wrażeń - przez całą drogę ciżko oderwać wzrok od okna - dzika przyroda i góki i pagórki, chatki, kwiaty, palmy - och! U celu podróży znaleźliśmy wytchnienie w tej malutkiej miejscowości, choć wieczorami martwiły pustki w pubach. W Chiang Rai zachwyca centralna część z wieżą zegarową - cała złota i mieniąca się od złotych ruchomych blaszek misternie pokrywających całą budowlę. Wieczorami o pełnych godzinach z okazji chińskiego nowego roku wieża zmieniałakolory na niebieski, różowy, zielony, czerony - na tą okazję zbierały się wyczekujące grupki ludzi. 2 minuty i po show.
Na północy miasta znaleźliśmy świetną trasę wzdłuż rzeki. Za rzeką wspaniałe resorty, a dalej górka wyglądjąca jak kopczyk. Gdy dotarliśmy do wielkiego mostu poszłam dalej sama na drugi brzeg. Znalazłam tam wioskę, gdzie moja rasa budziła olbrzymi zdumienie - kilkukrotnie ktoś podchodził i pytał skąd jestem. 2 małe dziewczynki zatzrymały się przede mną z otwartymi buziami. Śmieszne uczucie, ale taka tajska ciekawość wcale nie jest denerwująca, przeciwnie nawet -ja przyglądalam się z kolei im i ich pracom. Niesamowite uczucie tak zatracić się w czasie i przestrzeni:)